Niech żyje bal!
***
„Jedzą, piją lulki palą, tańce, hulanka, swawola; ledwie karczmy nie rozwalą...”. A jakże w końcu to czas karnawału, zwanego niegdyś zapustami. Był to czas pomiędzy Nowym Rokiem a Środą Popielcową, który zachował się do dziś. W tym okresie w miastach i na wsiach urządzano bale i zabawy, a stoły uginały się od najróżniejszych smakołyków. Ostatnim dniem karnawału był tzw. Tłusty Czwartek, ostatni czwartek przed Środą Popiecową. Wtedy jadano tłusto i obficie, na zapas, by przetrwać post, który zbliżał się wielkimi krokami. Oprócz mięs, na stole można było znaleźć pączki i chrusty, które pojawiają się do dziś. Mawiano, że kto choć jednego pączką zje, będzie miał szczęście w nowym roku. Oprócz wszechobecnego obżarstwa, karnawał kończył się także pijaństwem, na stołach królowały różnego rodzaju wódki. Na wsiach zabawy i ucztowanie odbywało się w karczmie. Tańcom i zabawom nie było końca, była to też bardzo dobra okazja na swaty. Panny i kawalerowie wyczekiwali tego okresu, gdyż bardzo często podczas karnawałowych uroczystości można było poznać swoją drugą połówkę. Dobrą okazją do tego, były także urządzane w tym okresie kuligi, które w XVII czy XVIII wieku były wręcz obowiązkowe. Były to długie przejażdżki, odbywając się oczywiście przy akompaniamencie muzyki. Co ciekawego taki kulig potrafił trwać parę dni. Rodziny podczas przejażdżek odwiedzały się wzajemnie.
Oprócz zabaw i obżarstwa podczas karnawału pojawiały się akcenty związane z magią. Na drogi wychodziły maszkary, chłopcy przebrani za niedźwiedzie, wilki, bociany, kozy czy turonie. Tak przebrani chodzili od domu do domu. Szczególnie chętnie odwiedzali domy, w których były panny na wydaniu. Taki pochód uwieńczony był śpiewem i dobrym słowem. Dzielono się dobrocią i wesołością z każdym, oczekując w zamian drobnych datków w postaci pieniędzy czy jedzenia. „Bądźcie weseli jak w niebie anieli!”
JG