Ogień. Z cyklu "Opowieści o żywiołach"

  • Dodano: 21.01.2021

***

Płonące ognisko źródło: Pixbay

 

Ogień to bliski brat (lub syn) słońca, który był od niego znacznie dostępniejszy. Można go przecież skrzesać albo zapalić. Fizycznie rzecz biorąc jest to ogół zjawisk (jak płomień, światło, ciepło), które towarzyszą niektórym silnie egzotermicznym reakcjom chemicznym, głównie spalaniu. Człowiek poznał ogień w postaci niszczycielskiego żywiołu (pożar wzniecony przez piorun, wybuch wulkanu itp.). Najstarsze ślady jego użytkowania znajdujemy już w dolnym paleolicie (np. przepalone kości odkryte w jaskiniach Zhoukoudian).

Ogień palono w różnych celach, dla człowieka pierwotnego stał się wręcz podstawą bytu – zapewniał mu bezpieczeństwo przed drapieżnikami, ogrzewał, pomagał w polowaniu, przyrządzaniu pożywienia. Przy pomocy ognia utrwalano naczynia gliniane, wypalano łodzie. Wygaśnięcie ognia decydowało często o losie hordy i jedynie ponowne zdobycie (wykradzenie) ratowało ją przed zagładą. To też zapewne czas, kiedy narodził się kult ognia.

Z czasem człowiek nauczył się rozniecać ogień, początkowo przez mechaniczne pocieranie 2 kawałków suchego drewna, później przez krzesanie hubki lub krzesiwa. Pierwsze ślady celowego krzesania ognia pochodzą z górnego paleolitu (kawałki porysowanych pirytów wraz z kawałkami krzemienia o stępionych brzegach znaleziono m. in. w jaskiniach Spiennes, czy Remouchamp). Co ciekawe, technika ta, ulepszona w epoce żelaza przez zastąpienie rudy kawałkiem metalu, nie uległa zmianie do XIX w., czyli do czasu do wynalezienia zapałek fosforowych!

Mało tego, na terenie Polski do XIX wieku przetrwał archaiczny sposób niecenia ognia za pomocą tarcia o siebie dwóch kawałków drewna (stosowany jeszcze współcześnie przez Indian z Amazonii, australijskich aborygenów, Papuasów z Nowej Gwinei i inne ludy z Oceanii). W Polsce i wielu innych krajach europejskich jeszcze w XIX stuleciu w ten sposób czasami rozpalali ogień pasterze i drwale znajdujący się z dala od siedzib ludzkich.

Rozpalony już ogień był własnością rodu, a później rodziny. Wokół niego koncentrowało się jej życie, a nad domowym ogniskiem czuwały liczne bóstwa opiekuńcze (np. Hestia u Greków, Westa u Rzymian).

Pamiętam z dzieciństwa film „Walka o ogień” (z 1981 roku), gdzie jedno z grupa neandertalczyków straciła ogień w wyniku napadu przedstawicieli wrogich im przedstawicieli Homo erectus. Jako że ogień był gwarantem przetrwania, trzech śmiałków wyruszyło na poszukiwanie ognia. Po drodze napotykają mnóstwo przeszkód, którym muszą zaradzić, by w końcu trafić do osady Homo sapiens, którzy uczą ich rozniecania ognia przez pocieranie drewna. Film, w którego powstanie zaangażowani byli m.in. Desmond Morris (antropolog, autor „Nagiej małpy”), czy Anthony Burgess (pisarz, autor m.in. zekranizowanej przez Kubricka „Mechanicznej pomarańczy”), nie odbiega też od najnowszych ustaleń naukowców, jak chociażby tych o koegzystencji neandertalczyków i Homo sapiens.

Bardzo obrazowo przedstawia też coś, co stało się zapewne podstawą późniejszych mitów o bohaterach, którzy wykradają bogom ogień. Najsłynniejszym z nich jest Prometeusz, który wykradł ogień rozgniewanemu Zeusowi i przekazał go ludziom w wydrążonej trzcinie. Od tej pory ludzie posługują się ogniem „śmiertelnym”, który należy nieustannie podsycać, w odróżnieniu do wiecznego ognia Zeusa.

Z czasem ten pierwotny strach przed tajemniczym żywiołem, ustąpił miejsca wdzięczności i czci dla ognia jako bóstwa. Stąd plejada ognistych bóstw w różnych kulturach: Agni w hinduizmie, Reszef u Fenicjan, Hefajstos u Greków i Wulkan u Rzymian, Xiuhtecutli u Azteków, żeby wymienić tylko kilku. Dla zjednania sobie przychylności ognia składano mu ofiary, najczęściej z oliwy lub tłuszczu, rzadziej z ludzi (np. Molochowi).

Ogień był atrybutem potęgi i nawet rozwinięte religie, jak judaizm i chrześcijaństwo widziały w ogniu wyraz boskiej wszechpotęgi. To w postaci ognia Jahwe ukazywał się Mojżeszowi, a ogniste światło jest uosobieniem Chrystusa. Ogień ma w nich ma również moc karzącą w postaci np. ogni piekielnych.

Wierzono, że ogień ma magiczną i oczyszczającą moc. Nie tylko zapobiegał złu (stąd u ludów rolniczych zwyczaj rozpalania wiosną ogni na polach), lecz niszczył je (u wielu ludów chore zwierzęta przeprowadzano przez ogień).

Relikty kultu ognia przetrwały na terenach słowiańszczyzny. Jesienią, na święto zmarłych, zapalano na mogiłach drwa, a później znicze, chcąc pewnie unaocznić więź zmarłych z żywymi. Ogień pojawiał się też podczas bożonarodzeniowej wigilii, pierwotnie jako oświetlenie izby, z czasem świeczniki ze świecami pojawiły się na wigilijnych stołach, a jeszcze później umieszczano świeczki na zielonych iglastych drzewkach ustawianych w świątecznej izbie. Ogień będzie odgrywał ważną rolę 2 II na Matki Boskiej Gromnicznej (o tym jeszcze napiszemy w osobnym tekście), w obrzędach wiosennych, czy podczas noc świętojańska. Całkiem sporo tego zostało...

Ogień też spełniał bardziej praktyczne funkcje – dawał ciepło, światło, ale też służył do przygotowania posiłków. O tym wszystkim w kolejnym odcinku.

 

JK