Podróż swojaka po swojszczyźnie
***
Arkada na Ostrowie Lednickim „Zwaliska na wyspie pod Lenną Górą” autorstwa E. Raczyńskiego (1842)
„Wlazł kotek na plotek i mruga,“
Piękna to piosenka, niedługa...
Autorstwo tekstu tej piosenki często przypisuje się Władysławowi Syrokomli, chociaż jego tekst opiera się na oryginalnej, ludowej przyśpiewce z XVIII wieku. Syrokomla rozwinął starą przyśpiewkę w trzystrofowy wiersz do którego w 1855 roku Wiktor Każyński skomponował piosenkę na głos z fortepianem.
Kim jednak był Władysław Syrokomla, a właściwie Ludwik Władysław Franciszek Kondratowicz herbu Syrokomla? To urodzony w 1823 roku w Smolhowie, zmarły w 1862 w Wilnie, polski poeta i tłumacz epoki romantyzmu. Nazywany często lirnikiem wioskowym, autor ironicznych wierszy stylizowanych na XVIII-wieczną sielankę oraz przyśpiewek ludowych. W swoich utworach, zwłaszcza gawędach, Syrokomla przedstawiał codzienność ludzi różnych stanów, zwracał uwagę na moralność i charakteryzujące podejście do świata — niekiedy ironizując, by wytknąć przywary — ale także ukazywał piękno życia w zgodzie z naturą, doceniając wagę wspomnień i wewnętrznych rozterek.
Władysław Syrokomla był poliglotą, który oprócz języka polskiego znał język rosyjski, niemiecki oraz łacinę. Dokonał przekładów na język polski wielu dzieł z języka niemieckiego: Goethego, Heinego, z języka rosyjskiego: Rylejewa, Lermontowa, a także licznych przekładów z łaciny staropolskich pisarzy Klemensa Janickiego, Jana Kochanowskiego.
Dlaczego wspominamy tego zmarłego 160 lat temu poetę?
W swoich wspomnieniach zapisał bowiem:
„Nie marzyłem o podróżach europejskich lub zamorskich. Pragnąłem poznać naszą ziemię w jej dawnych granicach, pomodlić się na Wawelu, uczcić groby prymasów w Gnieźnie, napić się goplańskiej wody w Kruszwicy, oczami duszy popatrzeć na szlachtę w Środzie, na trybunał w Piotrkowie…”.
W innym miejscu dodawał:
„Od dawna było gorącym moim życzeniem [...] zbadać wszystkie strony dawnej Polski; jej miasta, ziemie, lud, słowem: naocznie ją poznać, przynajmniej o tyle, aby móc z korzyścią czytać dzieje jej przeszłości…”.
Ziemia wielkopolska jawiła się poecie jako godna obejrzenia kolebka państwa polskiego. Syrokomla w wielką podróż wyruszył w maju 1858 roku. Do Poznania przybył 2 czerwca i spędził tam dwa tygodnie podczas których wziął udział w licznych spotkaniach towarzyskich i wydarzeniach kulturalnych (m.in. w Teatrze Miejskim miała wtedy premierę jego sztuka „Chatka w lesie”). 13 czerwca Syrokomla po raz pierwszy wyruszył poza Poznań, udając się do Objezierza, wśród odwiedzonych przez niego miejscowości znalazły się: Rokietnica, Kórnik, Komorniki, Miłosław, Winna Góra, Środa Wielkopolska, Gniezno i... Ostrów Lednicki.
Po zakupieniu wyspy w publicznej licytacji przez Albina hrabiego Węsierskiego (1856) i coraz liczniejszym publikacjom prasowym zapomniana wyspa budziła coraz większe zainteresowanie. Nie mógł więc sobie odpuścić tego miejsca swojak podczas swej podróży po swojszczyźnie.
Po zwiedzeniu Wrześni i Czerniejewa dotarł do Gniezna, później do Trzemeszna (było to 6 lipca). Tam przenocował i następnego dnia kontynuował swą podróż po Kujawach, docierając do Kruszwicy. Na tym urywa się relacja Syrokomli, gdyż nie spisał relacji z pobytu w każdym z miejsc. Na szczęście udało się odtworzyć jego trasę. Otóż z Kruszwicy poeta podążył do Inowrocławia, skąd skierował się do wsi Rybitwy pod Pakością, gdzie odwiedził Tadeusza Wolańskiego, gromadzącego ciekawe zbiory archeologiczne. Dalsza jego droga wiodła ponownie przez Mogilno, Gniezno do Lednogóry nad jeziorem Lednica. Tam złożył wizytę Benedyktowi Moraczewskiemu i spotkał się z Karolem Libeltem. Łodzią dotarł na Ostrów Lednicki do ruin palatium i rotundy, gdzie Chrobry przyjmował Ottona III. Niestety, wyprawa łodzią zakończyła się „przymusową kąpielą”, gdyż niespodziewana burza podniosła fale, które przewróciły łódź; na szczęście działo się to w pobliżu brzegu. Syrokomla, będąc delikatnego zdrowia, przypłacił przygodę chorobą. Z Lednogóry Syrokomla powrócił do Miłosławia.
Lednicka przygoda nie rzuciła cienia na wielkopolską podróż poety. W liście do warszawskiej „Gazety Codziennej” pisał o niej, że zbawiennie wpłynęła na jego zdrowie: „Jeszczem morza nie widział, a już zdrów jestem jak ryba!”.
JK