Słowiańscy grzybożercy

  • Dodano: 19.11.2020

***

Muchomor czerwony w Wielkopolskim Parku Etnograficznym (fot. M. Olejniczak)

Niedługo wieczerza wigilijna, czyli... najbardziej grzybowy posiłek w roku. Kapusta z grzybami, uszka z grzybami do barszczu (w którym też może trafić się grzybek), pierogi z kapustą i grzybami. Grzyby zajmowały i nadal zajmują ważne miejsce w pożywieniu i naszej kulinarnej tradycji. Duszone z masłem, cebulą, przyprawami i śmietaną, są charakterystycznym daniem polskiej kuchni. W naszej kuchni zastosowanie mają zarówno grzyby świeże (w sezonie), jak i suszone (poza sezonem), stosowane do zup, sosów, dodawane do mięs i pasztetów. W chłopskich gospodarstwach sezonowe grzybobranie (na własny użytek i na sprzedaż) należało do ważnych zajęć i obowiązków gospodarskich. W wyższych stanach było wielkopańską rozrywką.

Ulubione przez grzyby warunki pogodowe to ciepły wrzesień. Jest ich wtedy najwięcej i zbiory mogą trwać do października. Ale to jeszcze nie koniec sezonu grzybowego, bo i późną jesienią, nawet jeszcze w listopadzie pojawiają się w lasach opieńki miodowe, lejkówki, gąska zielona... Będąc ostatniej niedzieli w lesie, byłem świadkiem wysypu grzybiarzy. Sam grzybka nie odmówię (zwłaszcza podczas wigilii), ale zbierać ich nie lubię. Są jednak ludzie, ba! narody całe, które grzybów nie jadają. Dlaczego jednych grzyby przyciągają, a inni patrzą na nie z odrazą? Skąd w ogóle wzięły się grzyby?

Było to w dawnych czasach, kiedy Pan Jezus wędrował jeszcze po ziemi i nawracał ludzi. W wędrówkach często towarzyszył mu św. Piotr (czasem też św. Paweł lub Jakub). I tak wędrując kiedyś razem, Chrystus polecił św. Piotrowi kupić chleb, lecz nie wolno było mu go zjeść. Jednak święty Piotr zmęczony i głodny nie mógł oprzeć się pokusie. Po kryjomu skubał chleb i wkładał go sobie do ust. Lecz za każdym razem, gdy miał już kawałek chleba w ustach, Jezus zadawał mu pytanie, na które św. Piotr musiał odpowiedzieć. Za każdym razem musiał więc pogryziony chleb wypluwać. Świętemu żal było zmarnowanego chleba, ale Jezus pocieszył go, że nic nie poszło na zgubę, bo z wyplutego chleba będą grzyby.

Grzyby są ambiwalentne i niezwykłe, mają w sobie boski i diabelski pierwiastek. Nie przypadkowo w ludowych opowieściach za ich powstaniem stoi święty Piotr, który w polskim folklorze jest nie tylko najbliższym towarzyszem Jezusa i strażnikiem wejścia do nieba, ale jednocześnie przypisuje się mu cały szereg cech negatywnych (przez co nadają mu niejednokrotnie komicznego charakteru). Jest więc św. Piotr ukazywany w legendach przede wszystkim jako osoba leniwa, pazerna, porywcza i mściwa, egoistyczna, niecierpliwa, pewna siebie i zarozumiała oraz niezbyt inteligentna. 

Działania św. Piotra najczęściej przynoszą więcej szkody niż pożytku i tylko dzięki interwencji Jezusa ludzie mogą mieć z nich jakieś korzyści. Tak jest w przypadku stworzenia grzybów.

Ich powstanie jest związane z kłamstwem, chciwością i grzechem – czyli reprezentowanymi przez św. Piotra siłami demonicznymi. Grzyby to twór niezwykły, stworzony z chleba i śliny, łączą w sobie zarazem dobro i zło. Podobnie, jak chleb mogą służyć za pożywienie, zawierają jednak w sobie szkodliwy składnik – diabelską ślinę, która może stanowić zagrożenie. W wierzeniach ludowych grzyby naznaczone są magiczną mocą, dzięki swej konstrukcji – połączeniu przeciwstawnych pierwiastków oraz miejscu, w którym wyrastają. Pochodzą bowiem z lasu, czyli nieznanej, niebezpiecznej przestrzeni. Przestrzeni nieoswojonej, znajdującą się poza sferą znaną, uporządkowaną i bezpieczną. Po grzyby wychodzi się poza wieś, za pole, w miejsce, gdzie spotkać można złe duchy, gdzie znajdują się „miejsca przebicia” zaświatów, w miejsce z którego grzybiarz (nieodpowiednio przygotowany) może już nie wrócić. Tradycyjne wierzenia łączyły las i rosnące w nim grzyby nie tylko z diabłem, ale również z zaświatami. Stąd właśnie grzyby jako pokarm niezwykły były niezbędną potrawą wigilijnej wieczerzy, która jeszcze do dziś nosi znamię uczty – ofiary dla dusz zmarłych krewnych.

Dzięki swej niezwykłości grzyby służyły do działań magicznych. Rolą ich było odstraszanie złych duchów i ochrona przed czarami. Jak pisał pod koniec XIX wieku E. Kolbuszowski w tekście „Grzyby w wierzeniach ludu”: „bedłka womitowa (Agaricus emeticus), u Kluka zwana Czartopłochem, u Jundziłła Bedłką mierżliwą, u polskiego ludu Żygawcem sprowadzająca po zażyciu gwałtowne wymioty, poświęcona w dniu Matki Boskiej Zielnej (15 sierpnia) lub na Boże Ciało, ma chronić od czarta i czarowników...”. Gdy w domu straszyło, poświęcony czartopłoch należało kłaść przy drzwiach, oknach i kominie, aby demon nie miał dostępu do domu. Niezwykłą moc miała również piestrzenica jadalna i piestrzenica pomarszczona, grzyby o dziwnych, powywijanych kształtach, które poświęcone i noszone na piersi, chroniły człowieka od uroków. Grzybom przypisywano też działanie pobudzające, „szczególnie do sprawy małżeńskiej”, jak pisał w swym „Dykcjonarzu roślin użytecznych” ksiądz Krzysztof Kluk proboszcz z Ciechanowca. Aleksander Brückner donosił, że „z grzybów odróżniano jadalne od jadowitych, któremi mężów nienawistnych żony raczyły”. Z grzybów przygotowywano również leki. Według Brücknera, w Kieleckiem i na Roztoczu muchomor czerwony był powszechnie używanym lekiem. Rozdrabniano go, zalewano wódką i używano do smarowania w przypadku bólów reumatycznych. Na Wołyniu, Podlasiu i Chełmszczyźnie suszone owocniki muchomorów zalewano mlekiem i gotowano, a następnie przykładano na rany.

  W związku z powyższym do dziś jesteśmy (Słowianie) uznawani przez naszych sąsiadów z zachodu za „grzybojadów” – ludzi, którzy nie tylko z zapałem przemierzają lasy w poszukiwaniu borowików czy podgrzybków, ale też potrafią je dobrze przyrządzać i ze smakiem spożywać. Temat pociągu lub niechęci do grzybów stał się nawet tematem badań naukowych. W 1927 roku Robert Gordon Wasson (amerykański bankier i naukowiec amator, twórca etnomykologii) poślubił Rosjankę Walentynę Pawłowną Guercken. Miesiąc miodowy młoda para spędziła w Appalachy. Podczas jednej z wypraw do lasu Wasson zszokował się, gdy jego żona zaczęła zbierać grzyby. Na próżno przestrzegał ją przed zabraniem do domu i zjedzeniem… kurek. Zdumione odmiennością swego podejścia do grzybów małżeństwo postanowiło zgłębić ten fenomen. Owocem ich podróży i wieloletniej pracy stała się książka „Grzyby, Rosja i historia” (wydana w 1957 roku ), w której Wassonowie zgromadzili dowody na to, że narody zamieszkujące obrzeża Morza Północnego są mykofobiczne, czują odrazę do grzybów leśnych, a reszta Europy jest raczej mykofilna – uwielbia grzyby zbierać i jeść.

Co ciekawe podział na mykofobów i mykofilów potwierdziły badania naukowe z 2013 roku. Wtedy to piątka autorów opublikowała artykuł „Mykofilia czy mykofobia. Prawo i wytyczne o handlu grzybami leśnymi dowodzą zróżnicowania zachowań konsumpcyjnych w krajach Europy”. Postawiona przez badaczy teza, w dużym skrócie, brzmiała: w krajach lubiących grzyby, ich obrót regulowany jest specjalnymi ustawami, w krajach mykofobicznych tak się nie dzieje. Wyszło na to, że kraje germańskie, w sensie pochodzenia języka, czyli Niemcy, Anglia i Holandia nie mają prawa regulującego zbieranie i handel grzybami (wyjątkiem jest Austria związana sąsiedztwem i wielowiekowymi związkami politycznymi, kulturowymi i handlowymi z Włochami). Stosowne „ustawodawstwo grzybowe” mają natomiast kraje słowiańskie (Polska, Rosja, Białoruś, Słowacja, państwa byłej Jugosławii) oraz romańskie (Włochy, Francja, Belgia, Hiszpania) lub ze znacznymi francuskojęzycznymi mniejszościami (Belgia, Szwajcaria). Badacze stwierdzili, że „mykofilne nastawienie ludności może być uwarunkowane kulturowo i typowe dla ludów romańskich i słowiańskich”.

 Jako podsumowanie wykorzystam cytat z książki Roberta Hofrichtera „Tajemnicze życie grzybów”: „ życzę wam, sobie, naszym potomkom i innym żywym istotom ze wszystkich królestw organizmów: oby jeden szczególny gatunek – a mianowicie my sami – nie wyrządził naszej planecie grzybów szkód nie do naprawienia!”.

 

JK